Pisarstwo Wybraniec wyrasta jednak ponad narzekania zakonu konwencji, tak jak w ogóle samo w sobie wyrasta poza gatunek, rozszerzając jednocześnie – a może raczej zacierając – jego granice. Groza w tym konceptualnym zbiorze opowiadań nie jest oczywista, a przynajmniej nie zawsze jest oczywista, jedynie od czasu do czasu uderza w nas erupcją makabry i wypowiedzianej wprost niesamowitości. A mimo to wciąż jest podskórnie obecna, jako wspólny mianownik dla całej gamy przytłaczających doznań, z którymi muszą zmagać się bohaterowie. To nic innego niż czysta groza życia: groza poranka, kiedy perspektywa nadchodzących godzin »życia do przeżycia« odbiera siłę, by wstać z łóżka, groza nie dającego się odpędzić przeczucia, że bieg spraw, w którym uczestniczymy, musi się skończyć jakąś katastrofą. A więc horror w wykonaniu Anny Marii Wybraniec to taki specyficzny rodzaj grozy, która zmierza w stronę literatury pięknej i zamiast nas po prostu zaszokować, ma na celu poprzez szok przede wszystkim nas uwrażliwić: właśnie na to, czego nie dostrzegamy w naszym otoczeniu, a być może w nas samych.