W 1948 roku, w zimny i wilgotny wieczór, dwóch japońskich funkcjonariuszy policji patrolowało bardzo dobrze sobie znane ulice Shinjuku w Tokio. Jeden z nich z nie do końca wyjaśnionych przyczyn postanowił zatrzymać samotnego rowerzystę. Coś w nim wzbudziło podejrzenia policjantów. Mężczyzna był zarządcą domu pogrzebowego.
Na pytanie, co robi tak późno na dworze, odparł, że wiezie do domu mandarynki, które otrzymał od krewnego. Funkcjonariusze obejrzeli rower i postanowili zajrzeć do przywiązanej do bagażnika skrzynki na owoce. Po jej otwarciu zobaczyli jakieś tkaniny, a pod nimi malutkie zwłoki noworodka.
Z czasem okazało się, że nie było to jedyne makabryczne odkrycie. W toku śledztwa policjanci dotarli do domowego oddziału położniczego w małym prywatnym przybytku zarządzanym przez pięćdziesięciodwuletnią położną Miyuki Ishikawę, później nazwaną „położną z piekła rodem…”.